10 sierpnia 2011

ROZDZIAŁ II



-Wybieram tą pierwszą opcję 
Przyjżał mi się.
-Dobrze, a więc co wiesz o strzygach? 
-Są nieśmiertelne, szybkie, silne i cholernie niebezpieczne 
Skinął lekko głową. Nie zwracając sobie głowy tym, że właśnie przeklęłam.
-Co byś zrobiła gdybyś wraz z Joshem znalazła się sam na sam ze strzygą?
-No jak to co? Wbiłabym jej kołek w serce.
Spojrzałam na niego z lekką niecierpliwością. Przecież wiadomo że, jest to najłatwiejszy sposób na zabicię strzygi.
-A skąd ty teraz weźniesz ten kołek?
-Dobrze w takim razie odetnę jej głowę.
To był drugi sposób. Trochę trudniejszy, ale jednak wykonalny.
-Dobrze załużmy że uda ci się znaleść cośdużego aby to zrobić, ale jak zamierzach unieruchomić strzygę?
-No to spalę ją.
Ostatnia, i najbardziej skuteczna, jednak najbardziej niebezpieczna i najtrudniejsza.
-Skąd weźmiesz ogień, na przykład w centrum handlowym?
-Dobra, towarzyszu, wiem że znasz odpowiedź, więc tam może podzielisz się nią?
-Uciekać, Rose, uciekać jak najszybciej umiesz 
-Ale, Josh...? Oni nie umie tak szybko biegać 
-No to trudno, strzygi najwyżej go złapią, ale wtedy ty będziesz bezpieczna
-CO?!
-Słyszałaś, Rose, czasami twoje życie jest ważniesze 
Spojrzałam na niego jak na idiotę. W głowie przeleciała mi myśl jak Dymitr staje na podium i wręczją mu puchar z napisem :1. A jakiś prowadzący mówi: Pierwsze miejsce w dziedzinie idiotów zajmuje Dymitr Bielikow z Rosji! Wielkie brawa! A tłum wiwatuje. Nie zareagowałąm na to.
-Nie kiedy Josh jest w niebezpieczeństwie, Dymitr! 
-Czasami tzreba odejśc od regół, Rosemarie.
-A by było gdyby to królową zaatakowano i ty byś był jej strażnikem, co uciekałbyś gdzie pieprz rośnie?
-To już inna sprawa...
-Bzdura! Josh jest tak samo ważny jak ona! Ba, nawet jeszcze bardziej, więc.. co mam zrobić? Najlepiej od razu dać mi kołek, właśnie dlaczego mi go nie dasz? Boisz się że przewrócę się z nim? 
-Nie jesteś wystarczająco odpowiedzialna 
-Słucham? Koleś, zansz mnie zaledwie pare godzin i już wiesz że jestem nieodpowiedzialna
-To nie ja uciekłem ze szkoły z jednym najważniejszych moroji na świecie
Spiorunowałam go wzrokiem. Dobrze miał rację, uciekłam ze szkoły w szóstej klasie. No ale wtedy to musiałam. Josh miał wrażenie że coś się stanie. I faktycznie dzień po tym jak uciekliśmy w jego pokoju wybuchł pożar. I to nie taki malutki, tylko naprawdę wielki. Wszyscy strażnicy go gasili. Współokator Jo zginął tam, a mi zamiast dziękować to jeszcze mnie zawiesili w prawach ucznia na dwa tygodnie. Z głupim pretekstem, że mogłam powiadomić ich wcześniej. Josh ma niezwykłe moce. Może wpływać na ludzi, potrafi wyleczyć rany i jak się okazało przewiduje przyszłość. Było to niepodobnie do innych mocy. Moroje władali czterema żywiołami: wodą, ogniem, ziemią i powietrzem.  Ale Josh był wyjątkowy nie miał żadnego żywiołu. Był jedyny w swoim rodzaju. I uratował mi życie. W wypadku samochodowym, zginęła jego matka, ojciec i siostra, no i ja. Ale żyję bo mnie uratował używając swojej mocy. Uratował, to mało powiedziane, on mnie wskrzesił spowrotem do życia. Od tamtej pory mogę wchodzić do jego głowy . Tak to mniej więcej wyglądało. Widziałam jego oczami, czułam to co on.  Ale cały czas utrzymuję świadomość we własnym ciele. Jak to się nazywało? Chyba.. pocałunek cienia. Tak jestem oznaczona pocałunkiem cienia. Nie wiem co to znaczy, ale moim zdaniem brzmi fajowsko. Uśmiechnęłam się złośliwie.  Poklepałam go po ramieniu cały czas się uśmiechając.
-Do następnego razu, Dymitr.
Zrobiłam taką minę jakby to miało oznaczać nigdy. Odrzuciłam do tyłu włosy które uciekły mi z gumnki i zaczęłam odchodzić, nie poszłam daleko bo złapał mnie za nadgarstek i przyciągnął do siebie. Kątem oka usiłowałam zobaczyć gdzie jesteśmy. Kur... Musieliśmy wbiec w ten piepszony las? Tu nikt nas nie zobaczy. Jego oczy gniewne, najwyraźniej nie spodobał mu się stosunek z jakim odnoszę się do niego. Mówi się trudno. Sam to zaczął, nie ja. Przeszywał mnie wzrokiem. O dziwo pogłodniałym. Może nie zjadł śniadania. Zaczęłam się lekko trząść. Co oznaczało że wchodzę do głowy Josha. Nie dobrze. Nie dobrze. Nie dobrze. Co chwilę przechodziło mi przez głowę. On nie może zobaczyć mnie w tym stanie. Zaczęłam się wyrywać. Ale wtedy przybliżył mnie do siebie jeszcze bardziej. Jo powiedział mi kiedyś że jak wchodzę do jego głowy, wyglądam dosłownie tak jakbym była strzygą. Tak mi to opisał: Rose! Wiesz jakie ty masz czerwone oczy? I takie cienie pod oczami. Oczywiście tak jak ja nigdy nie widział strzygi, znał je tylko z książek. Ale jeśli faktycznie tak wyglądałam to wolę żeby Dymitr nie widział mnie. Powoli zaczęłam widzieć Josha zbiegającego ze schodów, szukał mnie. Chciał mi powiedzieć że mam się spakować i lecieć z nim do dworu. Nie widziałam go wyraźnie. Tylko takie przebłyski. Co więc oznaczało że mam co najwyżej pare sekund. 
-Puszczaj mnie - Chciałam to powiedzieć ostro lecz wyszedł z tego ledwie słyszalny szept. Mogliłam się (chodź już dawno zawarłam umowę z Bogiem. Ja Mu obiecałam wiarę a on pozwał mi dłużej pospać w niedzielę) Tak jak myślałam nie posłuchał.

ROZDZIAŁ I

Nazywam się Rose. 
I to jest praktycznie to co powinniście o mnie wiedzieć. Jak na człowieka to i tak dużo. 
Jestem dhampirem.
To jest pół wampir pół człowiek. Taka mieszanka genów. Z wampirów mamy praktycznie to co najlepsze. Nie chorujemy, ale niestety umieramy. A z człowieka zaś wytrzymałość i możemy przebywać na słońcu. Mój najlepszy przyjaciel Josh, jest morojem. Czyli śmiertelnym wampirem. Śmiertelnym? Tak. Ponieważ jest jeszcze jedna rasa wampirów-strzygi. Te podłe bestie są nieśmiertelne i niebezpieczne. Żywią się krwią. Wzdrygnęłam się.
Dhampiry uczęstrzały do akademi i szkół aby się doskonalić na strażnika. Musimy bronić morojów. Oni są ważniejsi. Hasło wpijane nam do głowy. Aby ich chronić musimy narażać nasze życie, aby mogli spokojnie spać. Josh Iwaszkow (pochodzi z królewsiek rodziny, jego ciotka jest królową wampirów) jest na pewno ważniejszy. Ważniejszy od kogokolwiek. Był dla mnie jak starszy kochany brat którego los nie dał mi w prezencie. Jest dla mnie naprawdę dobry. Nie tak jak reszta arystokratów. Traktują dhampirki jak dziwki. Dosłownie. Robią z nich dziwki sprzedające krew. Czyli takie które pozwalają pić swoją krew podczas seksu. Ochyda! Jak można komuś oddawać krew.. i to w taki sposób!
Ludzie biegli na lekcje, przytulali i śmiali. Nie miałam na to ochoty. Kiedy zginęła moja matka nie miałam już ochoty na nic. Na imprezy, na bale. Nic. Straciło to dla mnie znaczenie. Gdybyście zapytali mnie miesąc temu byłabym pełną życia i radości szesnastolatką. To też miało się zmienić. Jutro mam urodziny. Tak niechciany dzień. Dziesiąty czerwca. 
Szturchnęłam ramieniem kogoś idącego w przeciwną stronę. 
-Uważaj jak...-Miałam powiedzieć, uważaj jak łazisz kretynie ale..
Osobą na którą wpadłam był chłopak nie widziałam go wcześniej w szkole. Ale może dlatego że on nie był uczniem. Przynajmniej nie wyglądał na niego. Raczej był bardzo młodym nauczycielem. Miał z metr dziewiędziesiąt wzrostu, długie do brody brozowe włosy i oczy o odzieniu czekolady. Był naprawdę słodki.
-Amm... Przepraszam, ja tylko - Wzruszyłam ramionami i poprawiłam  swoją czarną grzywkę
-Nic się niestało... - Wskazał na mnie.
-Rose - Uprzedziłam go zanim się spytał jak mam na imię - Rose Hathaway 
-Miło mi cię poznać Rose - Nie to mnie jest miło, pomyślałam - Jestem Dymitr Bielikow - Uśmiechnęłam się, a wiec rosjanin. Jak skapnęłam się jakiego jest pochodzenia jego akcęt też wysdał mi się znajomy. Ale to nie zmieniło faktu że teraz mówię do strażnika po imieniu. Nie tego mnie uczyli od wieku przedszkolnego. 
-Przepraszam stażniku Bielikow, będę uważała jak chodzę. - Zasalutowałam mu z łobuzerskim uśmiechem
Przyjżał mi się uważnie. Co trwało jakieś dziesięć sekund. Najdłuższych dziesięc sekund w moim życiu. 
-Mów mi po imieniu - Uśmiechnął się lekko - Nie jestem od ciebie tak znowu starszy - Jeszcze raz mi się przyjrzał. Tym razem trwało to krócej - W tym roku kończysz szkołę prawda? - Uniósł pytająco jedną brew. Też bym tak chciała
Uśmiechnęłam się lekko
-Nie, za dwa - Wzruszyłam ramionami, zauważyłam że dość często to robię 
-Ale i tak masz mi mówić po imieniu Rose - Uśmiechnął się - Będę cię uczył 
JEST! JEST! JEST! 
-Zastępujesz starżnika Alto? - Zdziwiałam się, przynajmniej udawałam taką 
-Nie, będę twoim instruktorem -Uśmiechnął się skromnie
Kolana się podemną ugieły. Prywatne sesje z seksownym rosjaninem? Bądź co bądź ale mi odpowiada.
-Czemu akurat ja?
-Mówią, że masz potencjał aby zostać świetną strażniczką tak jak twoja ma...
Mina mi zrzedła, miał na myśli twoja matka. Naprawdę była świetna, jedna z najlepszych. I nie mówię tu tylko o kobietach których było na oko ze sto (reszta zostawała dziwkami sprzedającymi krew i pozwalały pić swoję krew podczas seksu). Była najlepsza pośród stażników-mężczyzn. 
-Przepraszam - Powiedział Dymitr zawstydznony 
Machnęłam ręką.
-Nie przejmuj się, minęło już wystarczająco dużo czasu żebym się z tym uporała. 
'Nie śądziłam tak, ale jednak to miało sens. Nie mogę sobie na to pozwolić. Nie. Nie kiedy życie Josha było w niebezpieczeństwie. Koniec z zamartwianiem się. 
-To kiedy się widzimy? - Spytałam go kiedy zadzwonił dzwonek 
-Oficjalnie lekce mają się zacząć za tydzień.... ale skoro już wiesz, co powiesz o trzeciej? Zaraz po lekcjach?
Wymieniluśmy grzeczności i poszliśmy każdy w swoją stronę. Po socjologii wampirów miałam  lunch. Wzięłam dwa pączki z czekoladą. Nie byłam głodna. Przez te treningi każdy z dhampirów spalał troszkę tłuszczyku. Nie przesadzam. Tak więc musieliśmy jeść w zwiększonych ilościach. Znalazłam Josha i usiedliśmy w jednym ze stolików. Przyjżałam się mu uważnie. Dlaczego nie mogłam się w nim zabujać? Był wysoki o naprawdę dużych mięśniach. Nie mógł się porównywać z dhampirami. Tamici to byli strongmeni! Jego kruczoczarne włosy idealnie komponowały się z głębokim błękitem jego oczu.  Był naprawdę ładny. Zobaczył jak mu się przyglądam i uśmiechnął się leniwie.
-Rose, wiem że jestem boski, ale mogłabyś się z tym bardziej ukrywać. 
Pokazałam mu język.
-Ach, rozumiem wolisz tajemnie wielbicielki. Ale nie martw się nie jesteś w moim guście.
-A wielki M? - Spytał z szerokim uśmiechem. 
Pokręciłam głową z udawanym poruszeniem.  Taa... Wielki Matt? Jasne, był trochę podobny, ale i tak wolę brunetów. Prztyłapałam się też na tym że szczególnie jednego bruneta z rosji. 
-On przynajmniej miał coś w spodniach - Uśmiechnęłam się słodko 
-Fiu! Foch!
Założył ręce i odrucił głowę tak że widziałam jego lewy profil. Co za dureń.
-Przepraszam, Jo - Podeszłam do niego i pocałowałam go w policzek - Nie gniewaj się na mnie - Powiedziałam z łobuzerskim uśmiechem przyklejonym do gęby
Złapał mnie za nogę i wywrócił że rozwaliłam się u mniego na kolanach. Zaczął łaskotać mnie po brzuchu. Zaczęłam się śmiać, tak głośno że panie ze stołówki zaczęły się nam przyglądać. Mam to gdzieś, aż wszedł Dymitr. Jaki on jest seksowny... Głupia! On jest nauczycielem, a ty jego uczennicą! Josh mnie póścił i mogłam sobie usiąść. Pomachałam Dymitrowi z szerokim uśmiechem. Spojrzał na mnie i odmachał mi z takim samym uśmiechem jak ja jemu. Rany, jaki on słodki. Ciekawe ile zabił strzyg... Napewno dużo, nawet bardzo. A ja z kolei nie zabiłam wiele, no dobra, nie zabiłam ani jednej. Hej, ale kto powiedział lub słyszał że szesnastoletnia adeptka zabiła strzygę? Musiała by być super sławna. A o takiej nie słyszałam. A uwieżcie mi, co dotyczy strażników dotyczy też mnie. W końcu też miałam nią zostać. Zostać i zabijać strzygi. Najchętniej pozabijałabym je wszystkie. Co do jednej. 
-Ziemia do Rose -Josh pomachał mi ręką przed nosem. Spojrzałam na niego oytająco.
-Mówiłeś coś, Jo? 
-Co im zrobiłaś?
-Co? Że komu?
-Tym wszystkim dziewczyną, ukradłaś im lusterka? - Pokazał na stokiki, gdy spojrzałam, zamatłam, moja 'przyjaciółka' z 4 klasy patrzyła mnie spod zmróżonych powiek, ale i tak widziałam ile w nich jadu. Jedyna majorska dziewczyna jaką lubiłam. Ale o co jej chodzi?
-Myślę, że są zazdrosne o ruska - Powiedział Josh jakby czytał mi w myślach.
-O Dymitra? - Zdziwiłam się. Josh popatrzył na mnie dziwnie - Na strażnika Bielikow - Poprawiłam się. - A właśnie, wiedziałeś że ma mnie uczyć? Czy to nie wspaniałe?
Josh uśmiechnął się dumnie.
-Jasne, że wiem  Rose. Przecież to ja poprosiłem moją ciotkę aby załatwiła ci nejlepszego strażniaka z któlewskiego dworu. Nie musisz mi dziękować. 
-Kocham cię, kocham! - Powiedziałam - Nie wiem jak ci dziękować! - Uśmiechnęłam się szeroko. Wydawał się zdziwiony moim zachowaniem. W 'normalej' sytłuacji Rosemarie Hathaway zaczęła by wrzeszczeć że nie potrzebuje pomocy. Uśmiechnął się szeroko, a prawą ręką rozczochrał sobie jeszcze bardziej jego jasne włosy. 
-Oh, każdy to wie Rose. - Poklepał się leniwie po policzku - Jetem śliczny.. 
-Ale ja nic o tym nie wiem - Powiedziałam z łobuzerskim uśmiechem. Oczywiście miałam na myśli tą wzmiankę o tym że każdy wie że go kocham. Wiadomo kochałam go. Ale żeby każdy?
Na ostatniej lekcji cały czas patrzyłam na zegarek. Za czterdzieści trzecia, za trzydzieścipięć i nareszcie trzydzieści. Dzwonek. Spakowałam szybko książki do mojej czarnej torby i dosłownie pobiegłam jak tylko mogłąm najszybciej do szatni. Zabawne, zawsze miałam całą szatnię tylko dla siebie. Chłopcy przebierali się w szatni obok. Na całe szczęście! Założyłam swój najładniejszy (a raczej najbardziej wyzywający) strój. Czarne któciótkie szorty i obcisłą bluzeczkę na ramiączkach w tym samym koloże co spodnie. Moje kruczoczarne włosy zaczesałam wysoko. Po przejżeniu się w lusterku które zawsze miałam przy sobie, stwierdziłam że wyglądam dobrze i byłam gotowa. Spojrzałam na zegarek. Za dwadzieścia. Mogę się przecież rozgrzać.
Weszłam na salę. Była ogromna. Miała z 850 stóp i była wysoka na 330. Podeszłam do czerwionego worka treningowego i zaczęłam uderzać i kopać w niego. Dziesięć minut takiego kopania pozwoliła mi się nieźle spocić. W pewnym momęcie kopnęłam tak mocno że zachwiałam się i nie zdążyłam zatrzymać lecącego na mnie worka. Udeżył mnie i pocieciałam do tyłu. I upadłam, prawie. Bo ktoś mnie zdążyć złąpać za talię. Jego ręce były duże, ciepłe i jak poczółam lekko szorstkie. Otworzyłam oczy, nie zdając sobie sprawy że je zamknęłam i ujżałam piękne, brązowe oczy. 
Dymitr.
Złapał mnie w ostatniej chwili. Uśmiechnęłam się do niego lekko. Mój bohaterze, pomyślałam. 
-Dzięki - Mruknęłam chcąc wstać, ale nie mogłam, tak mogno mi trzymał, ale nie sprawiał mi tym bólu. Przyglądał mi się z czymś dziwnym w oczach, nie zdentikowałam tego. Uśmiechnęłam się jeszcze raz, ale tym razem nieśmiało. W końcu otrzeźwiał i postawił mnie przodem do siebie. -Dziękuję, toważyszu za wybawienie - Poklepałam się z tyłu głowy - I tak jest już wystarczająco uskodzona, nie potrzebuje jeszcze wstrząśnień mózgu 
Uśmiechnął się lekko. 
-Nie ma sprawy, Rose 
Przez następne trzy godziny trzymał się bardziej na systans. Biegaliśmy, znaczy jemu się tak wydawało. Bo ja tylko starałam udawać że nadąrzam i wcale się nie męcze. Oczywiście, biegaliśmy na zewnątrz. Dzięki Bogu, było lato i było naprawdę ciepło. Dymitr ubrał się w dresowe spodnie i luźną czarną koszulkę. Chciał również odwrócić moją uwadę od znajomych dhampirów i niektórych morojów. Mówiłam wszystkim cześć, oni rzucali jakąś ciętą ripostę a ja później nie mogłam przestać się śmiać. W końcu stanął przedemną, złapał mnie za ramiona i lekko mną potrząsnął.
-Koniec tego! -Zamrugałam zdezorjentowana. Ale o co mu do jasnej cholery chodzi?
-Czego?
-Albo weź się do roboty, albo już idź i nie trać swojego i mojego czasu...